Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/131

Ta strona została przepisana.

kami czynszami, zniszczeni nieurodzajami, wiedzieli tylko, że im źle na świecie, i czepiali się bez zastanowienia każdej, choćby najnieprawdopodobniejszej, najfantastyczniejszej wiadomości, która im obiecywała jaśniejszą dolę.
Dlaczegóż zresztą miałaby dziwna powieść nieznanego pana z Paryża być nieprawdopodobną, jeśli się ona na powadze królewskiej opiera?
Król?
Ten nieznany im, daleki, pan panów był dla nich, dla chłopów, wcieleniem, symbolem najwyższej sprawiedliwości. Opowiadała im tradycya, że władza królewska stawała zawsze po stronie słabszego, krzywdzonego. Drżało przed nią zuchwalstwo możnych warchołów, zwijała się w łęk pycha najpyszniejszych. Miecz królewski raził głowy najpotężniejsze w kraju.
Król?
Dla ciemnego ludu posiadał ten symbol władzy najwyższej taką siłę, iż nie było marzenia, pragnienia, któregoby ta siła nie mogła zmienić w rzeczywistość. Jeśli król rozkazał oddać zamki, ziemie, majątek kasty uprzywilejowanej wydziedziczonym, to nikt, nie ma prawa oprzeć się świętej woli pomazańca.
Agitatorzy rewolucyjni znali tę, wiarę ludu w potęgę króla, i dlatego posługiwali się jego imieniem, do swoich celów.