Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/134

Ta strona została przepisana.

proszę panny hrabianki. Nie śmiem powiedzieć, co breszy.
— Proszę was, ojcze Janie, mówcie bez obawy.
Stary robotnik obejrzał się powtórnie na prawo i lawo, bacząc, czy kto nie podsłuchuje, i odpowiedział jeszcze cichszym głosem:
— Powiada, że król będzie sądził panów i księży, i że będzie odtąd rządził sam z narodem.
Bardzo się zdziwił, że się hrabianka nie zdziwiła. Otworzył oczy szeroko, kiedy rzekła.
— Pragniemy tego wszyscy, którzy kochamy naród. Na to zwołał nasz dobry król Stany Generalne, aby dopuścić naród do rządów. Co zaś do owego Paryżanina, nie przeszkadzajcie mu. Niech sobie mówi, co mu się tylko podoba, bo nadchodzą czasy, kiedy wszyscy będziemy mówili, co nam się będzie podobało i nikt nas za to nie będzie zamykał w bastyliach. Dobrej nocy wam życzę, ojcze Janie.
Hrabianka oddaliła się z pustym wozem, a stary chłop patrzył za nią tak zdumiony, że zapomniał o fajeczce. Byłożby prawdą, co mówił ów nieznajomy przybłęda? Hrabianka mieszkała w Paryżu, bywała na dworze królewskim, czytała mądre książki, wiedziała wszystko... Świat przewraca się do góry no-