Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/149

Ta strona została przepisana.

wcielenia poprawy smutnego losu, wszyscy byli wrogami absolutnego rządu i warstwy rządzącej, wszyscy należeli, z nielicznymi wyjątkami, do opozycyi.
Nad stołem unosił się cichy szmer stłumionych głosów. Za dobrze wychowani byli goście marszałka, aby ich wino mogło ożywić nad miarę przyzwoitego tonu. Uczono ich przecież od lat dziecięcych panowania nad ruchami i głosem. Tylko na szarym końcu, wśród młodzieży, zatrzepotał się, od czasu do czasu śmiech nieopatrzny. Wodził tu rej kawaler de Craon, dwudziestokilkoletni szlachcic bez ziemi, bez zamku nawet, przyczepiony do bogatych krewnych. Zabawiał panny złośliwemi uwagami, odnoszącemi się do starszych dam.
— Pani de Sauveterne zdaje się naprawdę, że nadzieje na swoją strzałę wszystkie serca męskie — dowcipkował.
Pani de Sauveterne, czterdziestoletnia, otyła, ruda, piegowata dama, przylepiła sobie w kącie lewego oka dużą muszkę w kształcie strzały, zwaną assasine.
— A pani de la Sauve wystawia sobie, że plaster na czole dodaje jej powagi.
Pani de la Sauve, mała, szczupła, ruchliwa brunetka, zeszpeciła sobie nizkie czoło czarnym półksiężycem. W języku światowym nazywała się muszka, umieszczona na czole, majestueuse.