Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/165

Ta strona została przepisana.

honoru i obowiązku, staje się samolubem, szpetnem zwierzęciem, a cóż dopiero pierwotny, dla którego prawem jedynem, najwyższem są instynkty, żeru i rozkoszy szukającej kreatury? Drapieżnem, bezlitośnem, krwiożerczem zwierzęciem jest człowiek pierwotny, o czem wie każdy, kto ocierał się, jak ja, w Ameryce o czerwonoskóre dzieci natury. Nie rozumiem, jak takie majaki mogły uwieść Francyę oświeconą.
Dotąd słuchali go dobrze wychowami goście jego ojca w milczeniu. Ten i ów uśmiechał się ironicznie, ale nikt nie przerywał. Teraz odezwały się w gromadce młodzieży szepty. Ktoś rzucił głośniejsze słowo: przesada! Ktoś drugi dodał: pojęcia średniowieczne!
— Zacofaniec, czarny! — syknął kawaler de Craon nad uchem panny de Laval.
Ona siedziała na taburecie pochylona, z rękoma splecionemi na kolanach. Już nie wchłaniała w siebie mowy rotmistrza z chciwością duszy łaknącej, nie wisiała na jego ustach wzrokiem promiennym, zachwyconym, szczęśliwym. Teraz wiedziała, że ten, do którego szło, leciało jej serce, którego obraz kochała we śnie, uśmiechając się do niego wstydliwym uśmiechem budzącej się miłości, nie pójdzie nigdy jej wymarzonemi drogami, nie odczuje, nie zrozumie nigdy jej uczuć, jej myśli.