Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/170

Ta strona została przepisana.
IX.

Zwykle wstawała panna de Laval w Castelmoron razem ze słońcem wschodzącem. Dzień był zimą tak krótki, tak wcześnie zapadał wieczór, a ona miała tyle do roboty... Zaraz po śniadaniu dosiadała konia, do obiadu jeździła po folwarkach, badając osobiście położenie swych poddanych. Chciała zdjąć koniecznie z biednego ludu bicz nędzy, ale tej nędzy było tyle — za wiele na dwie hojne ręce i na jedno dobre serce.
Dziś nie opuszczała ciepłego łóżka, chociaż pokojowa rozsunęła już od godziny muślinowe firanki. Z głową wsuniętą w poduszki, z oczyma zamkniętemi, udawała, że śpi.
Nie spała, chciała być tylko sama z sobą, ze swoim żalem do zawiedzionych nadziei.
Jaki ten dzień wczorajszy był bolesny!... Rozproszył brutalnie aureolę bohatera wolności, w jaką jej budząca się miłość przyozdobiła głowę Gastona de Clarac. Ten, w którym