Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/189

Ta strona została przepisana.

Nowy Most, zwykle ożywiony, hałaśliwy, miejsce schadzek cudzoziemców, elegantów i kanalii paryskiej, był dziś pusty. Przekupnie, nie doczekawszy się swojej klienteli, pozamykali budy i poszli do domu. Nawet agenci tajnej policyi, którzy tu czatowali na „zwierzynę sprawiedliwości“, woleli myszkować w ciepłych szynkach, niż marznąć nadaremnie na wietrze i mrozie. Tylko przed posągiem Henryka IV klęczał jakiś człowiek i modlił się do kamiennego króla jak do świętego:
— Zmiłuj się nad swoim nieszczęśliwym narodem, wielki królu, wyproś dla nas u dobrego Boga więcej chleba, albowiem miara naszej cierpliwości już się przebrała.
Ludwik XIV kazał wypłacić ze skarbu państwa czterdzieści milionów franków na chleb dla ubogich, posłał własne i królowej srebra stołowe do mennicy, by je przetopiono na monetę; szeroko otworzyły się litościwe ręce panów duchownych i świeckich, bankierów, przemysłowców; klasztory żeńskie i męskie zamieniły się na garkuchnie i przytuliska dla nędzarzów; szlachta wiejska i kler niższy dzielili się z chłopem swoją biedą. Nic to nie pomagało. Najhojniejsza dobroczynność nie jest w stanie nakarmić dwudziestu milionów głodnych, zatrzeć śladów kilkoletnich nieurodzajów.