Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/205

Ta strona została przepisana.

— Nie sądziłem, żebyście panowie byli takimi optymistami — rzekł Mirabeau. — Przemawiacie, jak doktrynerzy książkowi, którzy nie mają wyobrażenia o naturze ludzkiej. Zdaje się wam, że człowiek przeciętny żyje teoryami, jak my entuzyaści wolności, że mu wystarcza czysta idea, a tymczasem olśniewa czysta, od życia oderwana idea tylko nieliczną gromadkę mózgów. Postępowaniem ludzi przeciętnych, nieoświeconych i oświeconych, kierują wszędzie i zawsze instynkty, namiętności, interesy osobiste, ambicye, zawiści i nienawiści, cala ta samolubna, podła banda doradców człowieka, którą w czasach spokojnych trzymają na obroży: prawo, władza wykonawcza i kultura. W rewolucyach pęka ta obroża i wówczas wylewa się podłość ludzka na ulicę, na jasny dzień straszliwą powodzią. Chcecie powołać do roboty rewolucyjnej kanalię, hałastrę, nie mającą nic do stracenia, a wszystko do wygrania? Nie przeczę, że to w: pierwszej chwili doskonały sprzymierzeniec. Cóż jednak zrobicie, wy, oświeceni filozofowie i doskonale wychowani światowcy, gdy kanalia, spuszczona z łańcucha prawa i władzy, zasmakowawszy w bezkarności, w łatwym łupie, pijana przelana krwią, zbrodnią, zacznie was teroryzować? Siłę brutalną ujarzmia tylko siła brutalna, najpospolitszy opryszek, uzbrojony w drąg, jest mocniejszy od najgenialniejszego