Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/239

Ta strona została przepisana.
XIII.

Czwarty dzień maja rozpiął nad Wersalem niebo tak pogodne, iż najlżejszy obłoczek nie kalał przeczystych lazurów. Woń kwitnących bzów i jaśminów uperfumowała miękkie, ciepłe powietrze, chłodzone wachlarzem łagodnego wietrzyku.
Cały wytworny Wersal stał na balkonach i w oknach pałaców, hotelów, domów, ustrojonych w dywany, kwiaty, wieńce, i świecących w blaskach słońca białymi marmurami po obu stronach ulicy, która prowadzi z Notre-Dame do kościoła św. Ludwika. Milczące szeregi pstrego tłumu rozwinęły się wzdłuż ścian, powstrzymywane szpalerem gwardyi francuskiej i szwajcarskiej.
Wszystkie głowy, wszystkie oczy zwróciły się w stronę Notre-Dame, niecierpliwie, ciekawe.
— Idą! — przepłyną? nad tłumem szept stłumiony.
Szli, zbliżali się.