Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/241

Ta strona została przepisana.

czonych, wszystkie ambicye upokorzonych wyciągają do nich błagalne ręce: nakarmcie nas, przytulcie, otwórzcie dla naszych zdolności i talentów na rozcież bramy pracy, zasługi i wolności! bo rozumieli, że powinni wcielić pragnienia i marzenia swojego czasu, znaleźć lekarstwo na trawiącą gorączkę, która pożerała chore ciało pięknej Francyi od lat czterdziestu.
I w tej chwili, kiedy szli do kościoła św. Ludwika na uroczystość otwarcia Stanów Generalnych, nie zwoływanych, zaniechanych od roku 1614, byli wszyscy przejęci posłannictwem historycznem, jakie mieli spełnić, chcieli je spełnić uczciwie, szczerze, wierzyli, że wrócą krajowi rozgorączkowanemu, drgającemu już w konwulsyach anarchii, spokój, że dadzą mu szczęście. Duch zgody, najlepszych chęci i zamiarów, najczystszych uczuć obywatelskich przenikał, spajał wszystkie stany, duchowieństwo, szlachtę i mieszczaństwo w jedno zwarte, paryotyzmem złączone ciało. Gdyby im ktoś w tej chwili uroczystej był powiedział, że niemądre doktryny, pospolite ambicye ludzkie, zawiść i nienawiść, strach przed rządem i motłochem, wpadną pomiędzy nich wichrem i poszarpią ich na strzępy wrogich sobie stronnictw, że ich najlepsze chęci i zamiary rozniecą, rozdmuchają pożar, jakiego dotąd Francya nie widziała, że oni sami, kwiat