Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/018

Ta strona została przepisana.

w liceach z paniczami, estetyce dostatku i dobrego towarzystwa i dławi nas żółć zazdrości. Gdybyśmy się byli urodzili w zamkach szlacheckich, w tradycyach rodu historycznego, nie opluwalibyśmy owych zamków i owych tradycyi.
— Bardzo cię przepraszam, niepoprawny cyniku — wtrącił Desmoulins — mnóstwo szlachty podziela nasze przekonania.
— Wiem, ale są to tacy ideologowie, jak ty, którzy nie zdają sobie sprawy z następstw rewolucyi, albo ambitni karyerowicze, spodziewający się wylecieć w górę na grzbiecie rozhukanej fali, albo wkońcu golcy, bankruci, szulerzy, szubrawcy, nie mający nic do stracenia. Szczęśliwi, syci, zadowoleni nie robią rewolucyi. Ale przerywasz mi ciągle i nie pozwalasz mi się wytłomaczyć. Powtarzam wiec jeszcze raz, że każdy władca, mający poczucie władzy i siły, nie pozwoliłby się znieważyć. Ja sam, gdybym był na miejscu Ludwika XVI, dałbym stanowi trzeciemu jeszcze dziś taką nauczkę, iżby mu się odechciało wprowadzić bez mojego pozwolenia zwyczajów, któreby się mnie nie podobały. To co się stało, jest wprawdzie drobnostką, z drobnostek jednak — składa się życie, z małych chmur powstają wielkie deszcze, czasami burze i ulewy. Raz ośmieliwszy się stanąć sztorcem wobec króla, pójdzie stan trzeci dalej, z każdym dniem zuchwalszy.