Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/022

Ta strona została przepisana.

zjadliwym satyrykiem paszkwilistą, pamflecistą, „szczekaczem“ literackim. Dopiero niedawno zaczął pisywać do druku, a już jego pierwszy debiut publicystyczny zjednał mu rzęsiste oklaski wywrotowców. Ciął bez zastanowienia, bez namysłu na prawo i lewo, ciął z wielkim rozmachem młodej brawury i młodej lekkomyślności, bryzgał błotem na „czarnych“, na królów, na przeszłość — w sam raz polemista w czasach rewolucyjnych, w których namiętność zastępuje rozwagę, a oszczerstwo staje się bronią pożądaną.
Miał powód osobisty złorzeczyć istniejącemu porządkowi. Ubogich rodziców syn, wychował się jako stypendysta w bursie liceum Ludwika Wielkiego, a po skończeniu nauk zapisał się jako adwokat parlamentu paryskiego. Któż jednak chciałby powierzyć sprawę jąkale? Danton odstraszał zamożniejszych klientów brutalnością woźnicy, — on swoją nieszczęśliwą wymową.
Już czwarty rok adwokatował, miał lat dwadzieścia dziewięć, a nie był dotąd w stanie kupić sobie własnego łóżka, własnego stołu, własnych gratów. Mieszkał w umeblowanym pokoiku, jadał w nędznej gargocie i to nie zawsze, nie codziennie.
Mając dużo wolnego czasu, przesiadywał pół dnia w „Palais Royal“, a drugą połowę wypełniał lekturą. Czytał Rousseau’a, Mably’ego,