Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/028

Ta strona została przepisana.

— Połączą się z nami, patryotami, z narodem, pójdą z nami przeciw czarnym, przeciw wampirom Francyi, powtórzyła za „ojcem Adamem“ jakaś otyła, nie pierwszej już młodości ulicznica, całując najmłodszego żołnierza, co wywołało śmiech jej przyjaciółek.
— Babka zaleca się do wnuka — odezwała się któraś.
— Tabaką czuć jej całusy — dodała druga.
— Uciszcie się, dzierlatki! — fuknął margrabia de Saint-Hurugue. — Nie obrażajcie uroczystej chwili głupiemi uwagami.
Łokciami, pomagając sobie pięścią, torował sobie Desmoulins przez tłum drogę do żołnierzów. Aż mu się uszy czerwieniły z ogromnej radości. „Czarni“ liczyli na wojsko, a oto przybyli pierwsi gwardziści do „Palais Royal“ na naukę wolności. Za pierwszymi przyjdą drudzy, cały pułk, i runie opoka despotyzmu.
Zdjąwszy kapelusz, powitał żołnierzów nizkim ukłonem. Trzeba siłę zbrojną uszanować, aby przystała do narodu.
Wielkie podniecenie rozwiązało mu język, uczyniło go giętkim. Bez jąkania mówił:
— Bądźcie pozdrowieni, szlachetni obywatele, przyszli bohaterowie wolnej Francyi, przyjmijcie z rąk naszych wieńce obywatelskie, jakie się wam słusznie należą. Łącząc się z narodem, uszlachetniacie swoje szpady. Teraz są wasze szpady czcigodne, teraz nie jes-