Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/036

Ta strona została przepisana.
II.

Prysł czar chwili uroczystej...
Którzy szli czwartego maja do kościoła św. Ludwika ze łzą radosnego wzruszenia w oczach, skłonni do wszelkich ustępstw dla szczęścia całego narodu, którzy, oczyszczeni, podniesieni świętą powagą chwili historycznej, czuli się jednem ciałem, jednej ojczyzny dziećmi, przebudzili się nazajutrz ludźmi, pospolitych namiętności narzędziami.
Tradycya wielu wieków! i wola króla ustawiły przegrodę między szlachtą a mieszczaństwem; odziały je w inne suknie i wyznaczyły im osobne sale do obrad.
Żachnęło się, mieszczaństwo, jego duma stanęła odrazu sztorcem przeciw tej staroświecczyźnie.
Duma starszego mieszczaństwa spoglądała już oddawna zezem na uprzywilejowane stanowisko szlachty. Zbogaciwszy się, nabywali w ostatniem stuleciu kupcy i przemysłowcy majątki ziemskie, kształcili dzieci w wyższych zakładach naukowych, przyswajali so-