Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/046

Ta strona została przepisana.

Kawaler nie słyszał, co Gaston szeptał, przeto obejrzał się jeszcze raz dokoła wzrokiem tryumfatora, pewnego oklasków, i rzekł jeszcze:
— Jeżeli księża chcą, abyśmy korzystali nadal z ich dobrze zapłaconych usług, niech stworzą religię przyjemną, odważną, patryotyczną, pożyteczną dla jednostki i państwa. Tylko wtedy będą mieli prawo nazywać się pierwszym stanem Francyi.
Tłoczyły się do kawalera tle Craon panie. tłoczyli się panowie. Ściskano mu ręce, zasypano go słowami uznania. A on pławił się, uradowany, w blaskach taniej sławy, nadął się, zadarł głowę do góry, był z siebie zadowolony. Byłby z siebie jeszcze więcej zadowolony, gdyby się mała rączka panny de Laval była do niego wyciągnęła z podziękowaniem, ale hrabianka siedziała z głową pochyloną, nie biorąc udziału w ogólnym zachwycie.
— Chciałbym zwrócić uwagę kawalera de Craon — odezwał się Gaston — iż nie wszyscy księża są świadomymi kłamcami, bo nie wszystkich zatruła jadowita mądrość Voltaire’ów i Diderot’ów. Prawie cały kler wiejski z nielicznymi wyjątkami wierzy w to, czego uczy. Nie wszyscy księża rozkoszują się przy misie obfitej, wiadomo bowiem powszechnie, że nasz kler niższy jest uboższy od drobnego