Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/047

Ta strona została przepisana.

mieszczanina, że przymiera nawet często głodem, chociaż pracuje na parafii za dziesięciu wołów. Krytykę swoją powinien był pan de Craon skierować w stronę owych filozofujących, bogatych paryskich prałatów i abbé, którzy noszą nieprawnie suknię duchowną, bo plamią ją kłamstwem cynicznem. Co zaś do tytułu pierwszego stanu Francyi, których pan de Craon chce uczcić przyszłych twórców swojej religii, raczej religii mędrców z Palais Royal (tu odezwały się z różnych stron protesty i głośne uwagi), to pozwolę sobie przypomnieć panu kawalerowi, że tytuł ten nadała przeszłość słusznie duchowieństwu chrześcijańskiemu. (To przesąd! — zawołała pani de Tessé). — Bo któż to był pierwszym cywilizatorem i nauczycielem Francyi, kto uczył naszych barbarzyńskich przodków cnót chrześcijańskich, kto trzymał ich gwałtowny temperament, ich dzikość pierwotną, ich pychę zdobywców na łańcuchu trwogi przed odpowiedzialnością pośmiertną, kto zastawiał słabych przed mocnymi, nakłaniał mocnych do pobłażliwości, względności, kto, słowem, zdjął nas skórę barbarzyńców i zmienił nas w ludzi uobyczajonych i cywilizowanych? Przez trzynaście wieków uprawiało duchowieństwo francuskie naszą ziemię i nasze prowincye, nasze serca i dusze, karczowało nasze lasy i naszą dziką naturę, i dlatego należy mu się słusz-