Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/053

Ta strona została przepisana.

Obok pani de Staël stal gruby, otyły pan, który odzywał się dotąd bardzo niewiele, półsłówkami, półgębkiem, od niechcenia, jak gdyby lekceważył cale towarzystwo.
Szczególną koafiurę miał ten pan. Włosy zczesane gładko z czoła w tył, tworzyły duży czub, zwinięte po bokach w dwa pukle; podniesione w górę, odsłaniały mięsiste, pospolite uszy. Czoło proste, duży, nieforemny nos, grube, wzgardliwie wydęte wargi, zanadto rozwinięta dolna część twarzy, przedłużona leszcze tłustym, obwisłym podbródkiem, ruchy ociężałe, niezgrabne, sztywno-poważne, pedantyczne, cała postać, jakby wyciosana od ręki z jakiegoś pospolitego materyału, bez linii falistych, bez wykończenia, robiła wśród ruchliwych, giętkich, wyrzeźbionych dłutem kultury wielu wieków gości pani de Beauharnais wrażenie klocu, przedstawiającego bożka Cymbrów albo Teutonów. Nieokiełznana sztuką życia pycha wzbogaconego kupca, przemysłowca, bankiera lub kogoś w tym rodzaju malowała się tak wyraźnie, tak bez żadnej zasłony w oczach i w pogardliwie wydętych wargach tego pana, iż nie mogło ulegać wątpliwości, że stanowiła główny rys znamienny jego charakteru.
— Kawaler de Cazalès i ksiądz Maury zapominają, że cała ludzkość spogląda w tej chwili z sercem bijącym na Francyę, na ka-