Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/055

Ta strona została przepisana.

nas ręce błagalne, o chleb i wolność żebrząc, zdaje mi się jednak, że pan kontroler generalny, potępiając tak surowo kawalera de Cazalès i księdza Maury’ego, nie uwzględnia okoliczności, które tłomaczą ich zaciętość.
— Nic nie tłómaczy śmiesznego uporu u tych zacofańców — wybuchnęła pani de Staël namiętnością kawiarnianego szczekacza.
Jakiś młokos, który nie zasłużył się jeszcze niczem, śmiał odpowiadać jej ubóstwianemu ojcu, mierzyć się z mężem, uznanym, szanowanym przez całą oświeconą Francyę? Zuchwalec, arogant!
Tyle zdumionej pogardy błyskało stalowymi błyskami w oczach córki Neckera, iż każdy inny byłby zamilkł zawstydzony. Ale Gaston mówił dalej:
— Są upory, które nie każdy może odczuć. Żeby odczuć upór Cazalèsa, trzeba być żołnierzem i szlachcicem.
Wyrazy: żołnierz i szlachcic podkreślił głosem i spojrzeniem ironicznem, rzuconem z pod zmrużonych powiek w stronę pani de Saël.
Czerwona twarz baronowej stała się jeszcze czerwieńszą. Córka zbogaconego bankiera, która zaślubiła dla tytułu starego barona, milczała, przygryzając wargi. Necker marszczył brwi, co czynił zawsze, kiedy chciał wyrazić niezadowolenie.