Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/067

Ta strona została przepisana.

czyn rewolucyjny ubóstwiała go rodząca się rewolucya. Gdzie się tylko pojawił, wołano: niech żyje naród, niech żyje Necker! a oto ośmiela się jakiś młokos, wiejski szlachcic, polemizować z nim, jak ze zwykłym śmiertelnikiem i odziera go z wieńca laurowego, zdobiąc nim skroń nieznanego jeszcze Francyi, świeżego działacza politycznego. Zgroza, ojcobójstwo.
Tak był Necker zdziwiony zuchwalstwem Gastona, że głos mu zamarł w krtani. Nie mógł z siebie wydobyć ani jednego tonu.
Ten zuchwalec nie przestał jeszcze, mówił jeszcze, zwróciwszy się teraz wprost do niego:
— Stan trzeci upił się pychą dorobkiewicza, jak my upijaliśmy się kiedyś dumą rycerską i za to będzie ukarany, jak nas chłoszcze teraz nienawiść naszych byłych poddanych. Oświecony stan trzeci, usiłując zgnieść i wynieść nas, zająć nasze miejsce, o co głównie w tym sporze idzie, nazywa się pełnym narodem, zapominając, że tuż pod nim stoi drugi stan trzeci, ten ciemny, nieoświecony lud miejski, którego pomocy wzywa przeciw nam, sam bezsilny mimo swojego samochwalstwa, a który, poczuwszy swoją potęgę, zwróci się przeciw niemu. I wy, panowie, oświecony stan trzeci, wy, zbogaceni kupcy, przemysłowcy, właściciele ziemscy od wczo-