Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/068

Ta strona została przepisana.

raj, adwokaci, lekarze, urzędnicy od dwóch, najwyżej trzech pokoleń, będziecie wkrótce śmierdzącymi arystokratami i was zdepce naród jeszcze pełniejszy, bo stanowiący miliony. Gdybyście mieli szczypię rozumu, połączylibyście się z nami, w celu skierowania rewolucyi w spokojne łożysko prawidłowego rozwoju. Ale któż ma dziś we Francyi rozum? Porwały nas, uniosły namiętności ludzkie, spuszczone z łańcucha religii i prawa, pomieszały nam języki doktryny i niosą nas w kałużę krwi, jak wicher jesienny niesie, ciska w błoto zwiędłe liście,
Było gościom pani tle Beauharnais za wiele tego zuchwalstwa. Oni mieli się wszyscy, nie wyjąwszy najgłupszego z pomiędzy nich, za filozofów, ekonomistów, socyologów, polityków, budowali konstytucyę, reparowali świat, odradzali ludzkość, a ten oficerek z prowincyi, przefasonowany na prędce na posła, mówił, że we Francyi niema rozumu. We Francyi drugiej połowy XVIII stulecia, w tej Francyi oświeconej, która postawiła właśnie rozumowi ołtarz bóstwa, która wierzyła tylko w rozum, nie było rozumu? Godność posła pomieszała w głowie wicehrabiego wszystkie klepki.
Chichotały pod wachlarzami damy, śmiali się głośno, bez ceremonii panowie, odwracając się od Gastona ostentacyjnie plecami. Ne-