Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/082

Ta strona została przepisana.

winno obowiązywać wszystkich. Ponieważ stany uprzywilejowane usiłują narzucić nam, większości, swój prymat, przeto pokażmy im, że bronią sprawy przesądzonej. Ogłośmy się natychmiast, niezwłocznie legalnem przedstawicielstwem narodu francuskiego i zabierzmy się odważnie do wielkiego dzieła odrodzenia królestwa.
Mirabeau stał na mównicy z głową, cofniętą w tył, z podniesioną prawą ręką, podobny do posągu trybuna rzymskiego. Wcieleniem dumy i odwagi był ten żywy posąg.
Już fale jego piorunowego głosu, rozbiwszy się o ściany sali, zlały się z ciszą, a ani jedna ręka nie podniosła się do oklasku.
Zdziwił się trybun. Zwykle nagradzano jego przemówienia burzą oklasków.
Czyby jego odwaga przeraziła wybrańców stanu trzeciego?
Bo to, co mówił, było pierwszymi czynem rewolucyjnym. Wobec wezwania z wyżyn mównicy sejmowej do jawnego buntu przeciw porządkowi Stanów Generalnych, ustanowionemu przez króla, zbladła cała przygotowawcza petite guerre literatury, nauki, dzienników, salonów i kawiarni. Literaci, uczeni, dziennikarze, politycy salonowi i kawiarniani szermowali słowami, posłowie nie wyszli dotąd z ciasnego koła sporów formalnych. On pierwszy rzucił przed świadomość