Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/094

Ta strona została przepisana.

jego. Wszakże nazywali go dotąd wszyscy, nawet rewolucyoniści, notre bon roi. Ukochanemu królowi nie może nic grozić wpośród ukochanego narodu. Niech sobie wichry smagają biały, marmurowy Wersal, niech burza straszy grzech, zbrodnię, niepokoi udręczone sumienie. On, Louis le Désiré, Louis le juste, le bon, nie ma potrzeby obawiać się nawet huraganu.
Spał Ludwik XVI spokojnym snem człowieka uczciwego, bo jego dobroć nie wiedziała, że łaska tłumów jest jeszcze kapryśniejsza, zmienniejsza od łaski pańskiej. Komu dziś woła: niech żyje! tego ozbryzga jutro błotem, nieczystościami ścieków ulicznych; kogo dziś wyrzuci na sam szczyt sławy, ojcem, dobrodziejem, zbawcą go zowiąc, tego zawlecze jutro na szafot.
Nie znała jeszcze tej gorzkiej prawdy optymistyczna dobroć króla, ale napiło się już tej żółci serce królowej.
Marya Antonina spoczywała na posłaniu z koronek i jedwabiów. Miliony kobiet zazdrościły jej przepychu, jakim ją korona otoczyła, a ona zazdrościła wyrobnicy twardego snu bez troski.
Nie spała.
Odchyliwszy koronkową firankę, podwinęła ramię pod głowę i utkwiła wzrok w okna. Niepokoił ją dziś blask błyskawic, prze-