Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/098

Ta strona została przepisana.

rya Antonina w gronie wybranych przyjaciół i przyjaciółek, wyzywając z brawurą młodości oburzenie starych, nudnych ciotek króla i różnych kumoszek dworskich, zgorszonych jej fantastycznemi tualetami i zbyt hałaśliwemi biesiadami. Bawiła się zwykle sama, bez kontroli króla, Ludwik XVI bowiem, poważny, nie lubiący gwaru i pustego śmiechu, ziewający w teatrze na wesołej komedyi, ukazywał się rzadko w ulubionem Trianon królowej. Z pobłażliwym uśmiechem spoglądał dobry małżonek na niewinne szaleństwa młodej małżonki, która nie wiedziała jeszcze, że kogo Opatrzność postawiła na najwyższym szczeblu drabiny społecznej, ten powinien się wystrzegać nawet pozorów grzechu, bo zazdrość śledzi każdy jego ruch milionami szpiegujących oczu.
Ale dowiedziała się o tem Marya Antonina bardzo prędko:
Urodził jej się pierwszy syn, gorąco upragniony następca tronu... Nie król był jego ojcem, jeno piękny książę de Coigny — szeptały złośliwe usta na dworze. Wyjednała dla któregoś ze swoich ulubieńców wysoką pensyę, złotadajną synekurę... — Nie zasłużonego wynagrodziła, jeno kochanka, swojej lekkomyślności wspólnika — oburzali się wszyscy, którzy wyciągali rękę po ową pensyę, po ową synekurę.