Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/099

Ta strona została przepisana.

Powoli, z każdym rokiem śmielsza, schodziła plotka z wyżyn dworskich w niziny narodu, zataczając coraz szersze koła. Biała szata uczciwości niewieściej zsuwała się z pięknych ramion królowej, spadając zbrukanymi strzępami na ulicę. W kawiarniach, w szynkach, opowiadano sobie o „rozpuście“ Maryi-Antoniny. Co było tylko nieopatrznością żywej, niedoświadczonej młodości, wyszło z kuźni oszczerstwa — grzechem. Przeto, kiedy podła intryga wplotła imię władczyni w plugawy proces o naszyjnik, uwierzyła Francya, że jej królowa sprzedała swoją cześć niewieścią za garść brylantów.
Już nie słał teraz naród wieńców pod drobne stopy „rozpustnicy“, nie witał jej radosnymi okrzykami. Gdy ukazała się na ulicach Paryża, szły za nią spojrzenia niechętne.
I przypomniał sobie teraz naród francuski, że jego królowa była Niemką, Austryaczką, córką plemienia, którego on nie lubił. A gdy się dowiedział, że Austryaczka nie ukrywa się wcale ze swojemi sympatyami do Austryi, do swojej ojczyzny, co było bardzo naturalne, że popiera na dworze politykę austryacką i jej zwolenników, zaczęła się niechęć zmieniać w nienawiść.
Marya-Antonina popierała w istocie politykę Choiseul’ow i Grammontów, mieszała się w istocie do spraw państwa. Bo w jej