Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/107

Ta strona została przepisana.

glastych plam na policzkach. Był krókowidzem.
Marya-Antonina stała na progu, milcząca. I ona dziwiła się, jej zdziwienie jednak było bolesne, zatargało jej sercem. Król Francyi zabawiał się ślusarką w chwili, kiedy naród francuski druzgotał powagę korony... Takiej dziecinnie ufnej1 nieopatrzności nie pojmowała urodzona władczyni. Król-że to, dziedzic czterdziestu rozkazodawców stoi przed nią, albo-li zwykły mieszczuch, zajęty tylko drobnemi sprawami celów pospolitych? Zdołaż taka natura beztroskliwa podjąć rękawicę, rzuconą jej przez burzę rozpętanych namiętności, i walczyć o swoje prawa w boju odważnym?
Ona, kobieta, śledziła od pierwszej chwili otwarcia Stanów Generalnych z wytężoną uwagą spór między stanem trzecim a stanami uprzywilejowanymi, brała w tym sporze żywy udział, zagrzewając stronnictwo dworskie do obrony praw tronu, a on, mężczyzna, władca dziedziczny, którego powaga i godność chwiały się codziennie na rozkołysanych falach gwałtownych mów sejmowych, jak chwieje się kruchy okręt na wzburzonem morzu, spał spokojnie i cieszył się z dobrze opiłowanej listewki stalowej.
Głęboki smutek objął królowę czarnemi skrzydłami. Przypomniała sobie gorączkowe