Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/109

Ta strona została przepisana.

Z ust króla nie schodzi! uśmiech dobrotliwy.
— Cóż tak strasznego stało się, że wam przestać wierzyć w uczciwość ludzi? Może z któryś z dziennikarzów z Palais Royal sklecił znów jakiś paszkwil? Niech się ci szczekacze bawią, jeśli im oszczerstwo jest potrzebne do szczęścia.
— Każdy inny król zdeptałby te jadowite ropuchy, aby nie zatruwały powietrza; ale nie o nich dziś idzie.
Głosem drżącym, żywo, nerwowo powtórzyła królowa wiadomości, dostarczone jej przez hrabiankę de Polignac. W miarę jak mówiła, spływał z ust króla uśmiech, czoło jego zaczęło się marszczyć, oczy pociemniały. Widać było, że słucha uważnie, że mózg jego pracuje, usiłując podążyć za lotnem słowem żony.
Ludwik XVI nie posiadał daru szybkiego ogarniania bogatszego materyału idei i faktów. Myślał logicznie, miał dużo zdrowego rozsądku, zdawał sobie ostatecznie sprawę z najzawilszych zagadnień, ale myślał wolno, za wolno, jak na króla w czasach niespokojnych,
Już królowa zamilkła, a on myślał jeszcze, przetrawiał to, co słyszał.
Nareszcie zrozumiał.