Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/113

Ta strona została przepisana.

znieważają swojego króla. Znam ich lepiej od pani.
— Już go znieważyli — rzekła królowa.
— Czekajmy na sprawozdanie urzędowe, a potem rozważymy, jak się zachować wobec Stanów Generalnych.
— Bywają w życiu narodów chwile, w których królom nie wolno długo rozważać, w których trzeba myśleć i działać błyskawicznie.
— Co do mnie, wolę się zawsze dobrze namyślić, zanim coś postanowię, zwłaszcza w sprawach tak ważnych, jak te, o których właśnie mówimy. Wypadki nie pędzą jeszcze na skrzydłach huraganów; mamy czas zastanowić się: jak pogodzić żądania stanu trzeciego z godnością korony.
Marya-Antonina pochyliła głowę. Jej prawa ręka, oparta na stole, drżała, jej prześliczne usta Wenery, stworzone do rozkosznych uśmiechów i namiętnych pocałunków, zwarły się szczelnie.
Wiedziała, że trudziła się dziś daremnie, bo słaby król, jak wszyscy ludzie słabi, umiał być upartym, nie pozwalał się w pierwszej chwili przekonać. Gdy się uczepił raz jakiejś myśli, potrzeba było dłuższego czasu, by go od niej odwieść. Ostatecznie albo ulegał zawsze wpływom żony i swojego najbliższego otoczenia, albo godził się roztropnie z prą-