Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/115

Ta strona została przepisana.

Z politowaniem spojrzała Marya-Antonina na małżonka.
— Dzieckiem jesteś i z nieopatrznością dziecka igrasz z ogniem zamiast go stłumić pięścią męża — pomyślała.
— Czy wasza królewska mość pamięta owego szpetnego hrabiego Mirabeau’a, którego głośny romans z panią do Mounier zajmował kiedyś całą Francyę — zapytała.
Ludwik XVI miał znakomitą pamięć, jak wszyscy Burbonowie. Zadziwiał uczonych znajomością historyi i geografii, raz posłyszanego nazwiska, raz widzianej twarzy nie zapominał nigdy.
— Hrabia Honoryusz, syn starego margrabiego de Mirabeau z Prowancyi, potomek włoskiego rodu, znanego z gwałtowności? Pamiętam doskonale — odpowiedział król. — Bardzo zdolna głowa. Szkoda, że tak obłocony rozwiązłem i awanturniczm życiem. Korona mogłaby mleć z niego pociechę. Ale dlaczego pyta mnie pani o Mirabeau’a?
— Bo on to, Mirabeau, który się przebrał za mieszczanina, podburzył stan trzeci do zamachu na koronę, on prowadzi przedstawicielów gmin do jawnego buntu.
— Mirabeau?
W pierwszej chwili zdziwił się król,
— Mirabeau? — powtórzył głosem stłumionym.