Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/117

Ta strona została przepisana.
VII.

Król pocieszał się, że wypadki nie pędzą jeszcze na skrzydłach huraganu, że pozwolą jego żółwiej myśli zastanowić się nad niespodziewanym skutkiem sporu między stanem trzecimi a stanami uprzywilejowanymi, a one, zaczęły się już toczyć z gwałtownością lawiny z góry na dół, ku nizinom, ku ciemnym, namiętnym tłumom.
Wprost z sali obrad udał się Mirabeau do Lametha i Duporta. Bo tak samo, jak królowa, wiedział i on bardzo dobrze, że postanowienie stanu trzeciego było zamachem na powagę korony, tak samo, jak Marya-Antonina rozumiał, czuł i on, że zwycięży ta strona, która będzie umiała wyzyskać każdą chwilę, wyprzedzając przeciwnika.
Król był jeszcze dziś potęgą, która, gdyby chciała, mogłaby zdusić rewolucyę i zmiażdżyć jej przywódców. Stało przy nim wojsko z wyjątkiem nielicznej gromadki zdemoralizowanych gwardzistów królewskich, kochał go lud. Wystarczyło skoncentrować wierne