Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/120

Ta strona została przepisana.

— Bez wiedzy króla i ministrów?
— Bez wiedzy korony i jej doradców.
— Opowiadaj pan, jak się to stało.
Kiedy Mirabeau streścił przebieg rozpraw nocnego posiedzenia stanu trzeciego, zerwał się Duport z łóżka, mówiąc;
— Niema ani chwili do stracenia, taniec się rozpoczął; Lameth, ubieraj się. Wprawdzie omyliła się natura, mianując naszego Ludwika mężczyzną, despotom jednak nie można nigdy ufać. W najsłabszym z nich drzemie tygrys. Obok króla zresztą stoi ta pyszna Austryaczka, którejby było więcej do twarzy w zbroi niż w spódnicy. Dyabeł imperatorów rzymskich siedzi w tei kobiecie.
— Cóż zamierzacie uczynić? — pytał Mirabeau, siadając na taburecie.
— Jedziemy natychmiast do Paryża — mówił Duport. Trzeba się porozumieć z księciem Orleańskim, raczej z jego kasą, rzucić wszystkich szczekaczów na ulice, do kawiarni, do szynków, rozsypać na przedmieściach kilka worków złota, ugościć gwardyę francuską w Palais Royal, przygotować lud paryski do czynnej interwencyi, na wypadek, gdyby sobie nasz Ludwiczek przypomniał, że Burbonowie miewali lwie łapy i lwie pazury.
— Czyby nic było lepiej zaczekać na skutki dzisiejszej nocy? — rzekł Mirabeau.