Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/121

Ta strona została przepisana.

— Dlaczego? — podchwycił Lameth, który ubierał się z pospiechem.
— Wiecie, że jestem przeciwnikiem odwoływania się do pomocy motłochu, którego ciemnota i gwałtowność psują wszelką robotę polityczną. Byłoby niewątpliwie rozsądniej, a nawet bezpieczniej dla nas zamknąć rewolucyę w granicach warstw oświeconych. Zdaje mi się, że gdyby odważniejsi członkowie stanów uprzywilejowanych złączyli się natychmiast ze stanem trzecim, król nie śmiałby podnieść na nas ręki.
— Posłów odważnych posiada izba szlachecka dotąd niewielu. Przeciwko nam stanie korona, dwór, wyższy kler i prawie cała bogata szlachta, czyli ta część narodu, która posiada pieniądze i wojsko — mówił Duport. — Takiej sile, jeśli nie mamy uledz przy pierwszem zwarciu się z rządem królewskim, trzeba przeciwstawić siłę drugą, równie potężną, jak ona, a tą drugą siłą są tylko wielkie masy narodu.
— Noc dzisiejsza postawiła bojowników wolności w istocie w trudnem położeniu, mimo to jednak radziłbym nie spieszyć się z uzbrojeniem tłumów — odpowiedział Mirabeau. — Obawiam się żywiołowego rozpędu ich ciemnoty i namiętności, które umieją tylko druzgotać, nie wiedząc, dlaczego, co i kogo. Nauczyła nas sprawa Réveillona,