Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/123

Ta strona została przepisana.

— Mógłbym panu odpowiedzieć, panie filozofie rewolucyjny: dziwię się tobie, który badałeś tak gruntownie historyę różnych rewolucyi, że widzisz w niespodziewanym uporze szlachty tylko jałową walkę o formalizmy, zamiast instynktowego odruchu kasty, spychanej przez mieszczaństwo ze stanowiska, zajmowanego od lat ośmiuset. Co zaś do Ludwika XVI, nie sądzę, żeby się jego uczciwość opierała duchowi czasu, wcielonemu w wolę narodu, gdyby głos tego ducha czasu potrącił o struny jego serca. Król był zawsze człowiekiem dobrej wiary, pragnął zawsze szczęścia Francyi. Potrzeba mu tylko rozumnych doradców, którzyby przyspieszyli tempo jego leniwego mózgu i otworzyli mu oczy na istotny stan rzeczy.
— Przemawia pan, jak szlachcic, panie trybunie stanu trzeciego.
— I wy należycie do szlachty.
— My należymy do ludzkości, jesteśmy filozofami. Ale spieramy się za późno. W tej chwili nie może być między nami różnicy zdania. Nad nami wisi groźny miecz króla, którego cięcie trzeba odparować, bez względu na rodzaj broni, jakim się posłużymy. Tłumy nie są wygodnem sprzymierzeńcem, nie przeczę, naszą jednak rzeczą będzie powstrzymać ich rozpęd, gdy przestaną być potrzebne.