Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/132

Ta strona została przepisana.

Wieczór był pogodny, cichy, wonny. Lekki powiew roznosił po polach zapachy kwiatów, świeżo skoszonych łąk i dojrzewającego zboża. Od czasu do czasu odżywały się w siołach przydrożnych dzwonki kościelne pozdrawiając Matkę Bożą: ave Maria!
Błogosławiona cisza wieczoru szła nad ziemią, niosąc pracowitemu ludowi słodki wypoczynek: spoczywajcie i miłujcie!
Nie wypoczynek i miłość wiózł Mirabeau do Paryża. Pędziły obok niego wszystkie furye nienawiści i zawiści, huczały za nim, przed nim wszystkie płomienie rozpętanych namiętności politycznych. Ponury, krwawy geniusz rewolucyi unosił się nad trybunem stanu trzeciego, łopocąc czarneini skrzydłami: z drogi, z drogi, albowiem już idę z orszakiem moim, z katem, szubienicą, gilotyną, z całą armią dzikich bestyi; z drogi, z drogi. Kto się nie usunie w porę, lego zmiażdżę.
Dziś zredagował stan trzeci urzędowe postanowienie wczorajszej nocy, wzmocniwszy je groźbą wstrzymania podatków w razie, gdyby się rząd opierał woli gmin. Dokument zaopatrzył formułą majestatu królewskiego: entend et diecréte.[1]

Kość była rzucona. Stan trzeci narzucił królowi swoją wolę, uprawomocnił zamach,

  1. Dnia 17 czerwca 1789 r