Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/138

Ta strona została przepisana.

— Żeby się tylko to święto wolności nie zmieniło w święto umarłych — rzekł Mirabeau.
— Jakaś nudna mucha ukąsiła pana. Nie psuj nam pan humoru dziecinnymi strachami. Jesteśmy dziś weseli, jak nigdy, szczęśliwi nadzieją rychło spełnionych marzeń o wolności. Bawimy się, jemy, pijemy, śmiejemy się z ładnemi kobietkami.
— Z ładnemi kobietkami? — podchwycił Mirabeau.
— Z bardzo ładnemi. A niby pan zgadł kto wrócił do Paryża.
— Któż taki? — pytał Mirabeau zaciekawiony.
— Chodź pan i zobacz.
Pani Saint-Romain, właścicielka domu gry dla zamożniejszej klienteli, urządziła dla swych gości restauracyę, znaną w Paryżu z doskonałej kuchni i wybornej piwnicy.
Mirabeau zastał przy wieczerzy najwybitniejszych „entuzyastów wolności“, najgłośniejszych „filozofów“ staniu szlacheckiego: Duporta, braci Laimeth’ów, księcia de Biron, margrabiego de Laffayatte’a, wicehrabiego de Beauharnais’a, wicehrabiego Noailles, księcia d’ Aiguillon, kawalera de Kerengal’a, bawiących się wesoło w towarzystwie kilku metres.