Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/144

Ta strona została przepisana.
VIII.

W Marly, w ogrodzie zamku królewskiego, przechadzał się Ludwik XVI z rękami splecionemi na plecach. Ciężka troska przygniatała snać jego głowę, bo pochyliła ją nizko, bardzo nizko na piersi.
Królowa wywiozła króla do Marly, aby go usunąć na kilka dni z pod wpływu „filozofowi“ dworskich i nagiąć jego chwiejną wolę do swoich celów. W ciszy wiejskiej, zdala od wrzawy Wersalu, nieprzedzielona od niego legionem dworaków, poparła przez członków rodziny królewskiej, czuła się silniejszą, wiedziała, że ostatecznie zwycięży.
Biedny, dobry król!
Urodził się dla dzieł pokoju, przebaczenia, miłości. W czasach jasnych, pogodnych byłby był dobrodziejem, ojcem swojego narodu. Błogosławiliby go ubodzy i nieszczęśliwi, którychby jego serce z radością przygarniało, tuliło. A los nieżyczliwy rzucił go w burzę, zrobił goi sternikiem! okrętu, zagrożonego rozbiciem.