Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/157

Ta strona została przepisana.

Cały charkter Ludwika zarysował się wyraźnie w jego przemówieniu. Rozsądny, zdający sobie po dłuższymi namyśle sprawę z ubiegłych wypadków, dobry, pobłażliwy, uniewinniający słabości ludzkie, optymista, wierzący w patryotyzm i uczciwość swojego narodu, słaby, nie umiejący przeciąć splątanego węzła, odezwał się Ludwik XVI nie jak, rozgniewany władca, lecz, jak rozżalony ojciec, jak przyjaciel. Nie powiedział nic takiego, coby było zniewagą dla zgromadzenia — mówił tylko, prawdę — i nic takiego, do czegoby nie miał prawa, jako dziedzic korony jeszcze wczoraj absolutnej. Temu tydzień przyjętoby jego ojcowskie napomnienie z uszanowaniem. Ale w ostatnim tygodniu wyrosły ze wzburzonych namiętności politycznych wypadki, które zmieniły duszę Francyi oświeconej. Mówił „moje królestwo“, a stan trzeci mianował siebie temu dni kilka jedynym gospodarzem Francyi, nazwał się obrońcą praw „swojego królestwa“, a przedstawiciele gmin przywłaszczyli sobie urząd twórców i kontrolerów prawodawstwa — kładł nacisk na rozdział stanów, a mieszczaństwo domagało się zniesienia wszelkich różnie.
Między tem, co się stało, a tem, co król mówił, otworzyła się przepaść pojęć i dążności, której wolnomyślący Ludwik jeszcze nie