Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/165

Ta strona została przepisana.

udziału w robocie przewrotowej, tego niepowołanego reformatora. A mimo to... Zatrwożona miłość własna zgasiła w tej chwili wielkie światło jego głowy utalentowanej, przyćmiła jego daleko sięgający orli wzrok. Widział setki pytających, bezradnych oczu, utkwionych w niego: oświeć nas, prowadź wodzu! Odważny wódz nie powinien się cofać — podszepnęła mu ambicya. Już chciał zagrzmieć po swojemu, kiedy go ksiądz Sieyès wyprzedził. Swoimi ostrym, syczącymi głosem zawołał:
— Wahacie się, panowie:? Temu dni kilka nie lękaliście się; obwołać bez wiedzy króla Konstytuanty. Czyby dusze wasze ostygły dla świętej sprawy wolności? Nie naród powinien iść za królem, jeno król za narodem. Pokażcie rządowi i czarnym nietoperzom przeszłości, że odwaga wasza dorosła do wielkich zadań, jakie wam geniusz oświeconej epoki powierzył.
Wielkie słowa Sieyès’a podjął Mirabeau. Jego, alarmowy głos, rozsypujcąy się po sali z szumem spienionego potoku, z łoskotem gromów podniecał słabych, porywał za sobą śmielszych, przypinał skrzydła ociężałymi wyobraźniom.
Stan trzeci postanowił nie zwracać uwagi na deklaracyę i rozkaz króla. Rozszedł się dopiero po zatwierdzeniu swoich poprzednich uchwał, nazwanych przez Ludwika — nielegalnemi.