Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/169

Ta strona została przepisana.

dzielić z narodem radosną nowiną. Bohaterowie uderzyli toporem w tron — weseliło się jego serce — jeszcze kilka takich dobrych uderzeń, a runie staroświecki grat. Trzeba urządzić naprędce jaką demonstracyę, aby czarni wiedzieli, po czyjej stronie znajduje się sympatya narodu.
Poszeptał z kilku znanymi patryotami, dawał jakieś wskazówki. Tłum rozbił się w gromadki, a w każdej z nich perorował jeden z trybunów ulicznych.
Król tymczasem spożył zadowolony śniadanie, przekonany, że zażegnał burze. Lubił dużo jeść, miał wilczy apetyt i strusi żołądek Burbonów. Nie przyszło mu nawet na myśl, iżby się stan trzeci ośmielił oprzeć jego woli. Był przecież królem, urodzonym rozkazodawcą. Przeto zdziwił się ogromnie, kiedy mu margrabia de Brézé doniósł, co się stało.
— Nie chcą się rozejść — Rozkaz mój był wyraźny — rzekł.
Margrabia wzruszył ramionami.
— Pycha odjęła mieszczuchom rozum — mówił.
— Powiedzieli, że tylko bagnety usuną ich z sali?
— Takie zuchwalstwo rzucili mi w twarz. Najjaśniejszy Panie!
— Wiedza, że nie użyję siły zbrojnej przeciw Francuzom, że nie przeleje krwi francuskiej.