Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/188

Ta strona została przepisana.
XI.

Ludwik XVI klęczał w swoim pokoju sypialnym. Była dopiero szósta rano, jego kamerdyner spał jeszcze, a on modlił się już od godziny.
Modlił się bez modlitwy, bez słowa, duszą smutną, sercem strapionem.
Czterdziestu siedmiu posłów szlacheckich i stu czterdziestu dziewięciu duchownych wypowiedziało mu posłuszeństwo, przyłączyło się do stanu trzeciego, uznało zamach na powagę korony.
Taka była odpowiedź na deklaracyę i rozkaz króla, — odpowiedź, równająca się policzkowi, jawnej, publicznej zniewadze.
Słabe serce Ludwika XVI uderzyło po raz pierwszy żywiej. I nikły robak kąsa, gdy go dotknie ręka złośliwa.
Był-że królem, gospodarzem Francyi? Jeżeli był najwyższem wcieleniem i najwyższym wykonawcą władzy, czego mu dotąd nie odmawiano, to należał się jego rozkazom posłuch.