Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/192

Ta strona została przepisana.

brzmiały mu krwią błękitną. Stan trzeci spoliczkował go, przeniewiercza szlachta zdradziła go, niższy kler opuścił go. Miałże przebaczyć zuchwalcom i zdrajcom?
Spojrzał na krzyż. Oto wisiał na nim, na drzewie hańby Ten, który przebaczył wszystkim, albowiem wziął w boskie serce swoje łzy, cierpienia, rozpacz całej ludzkości. On, król Francyi, król narodu bez Boga i religii, narodu filozofów, był wiernym wyznawcą Chrystusa. A czemże wiara bez uczynków?
Pochylił głowę nizko, z pokorą, bił się w piersi, modlił się westchnieniami, jak chłop.
— Nie, on nie będzie zabijał, albowiem nie on stworzył człowieka. On przebaczy krzywdę swoją, albowiem tak nakazuje mu jego wiara.
Podniósł się z klęcznika. Postanowił, i nikt nie zmieni już jego postanowienia.
Książę de Liancourt, posiadający jako wielki mistrz garderoby królewskiej, prawo wchodzenia do prywatnych komnat monarchy o każdej porze ukazał się właśnie, meldując prezesa szlachty.
— Czekam — rzekł Ludwik głosem spokojnym.
Zaledwie prezes szlachty wszedł, odezwał się król prędko; jakby się obawiał, by go odwaga nie odstąpiła.