Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/196

Ta strona została przepisana.

korona, najpiękniejsza księżniczka obejmowała go w uścisku miłosnym, najzamożniejsi panowie Francyi tworzyli jego służbę przyboczną, cały naród składał się na zaspokojenie jego potrzeb. Gdyby był posiadał hartowną wolę, dzielność rycerska i ambicye swoich przodków, marzyłby może o sławie, o wawrzynach wojskowych, o zdobyczach, podbojach, o wpływie Francyi na losy Europy. Ale lotny, ambitny, orli duch Burbonów nie mieszkał w jego ciele ociężałem. Wystarczało mu to, co wziął z hojnych rąk losu. Niczego więcej nie pożądał.
Skądże on, najzupełniej z siebie, ze swojego położenia zadowolony, mógł znać nienasycone niczem apetyty i ambicye ludzkie? Gdyby był umiał patrzeć uważnie, krytycznie, na swoje otoczenie, byłby z wysokiego obserwatoryum szafarza wszelakich łask, na jakiem go los postawił, był dostrzegł łatwiej od kogokolwiek innego drapieżne, żarłoczne, podłe samolubstwo człowieka. Ale jego naiwna dobroć, pozbawiona daru spostrzegawczego, nie umiała patrzeć krytycznie. Wszyscy go wyzyskiwali, nadużywali jego łatwowierności, a on uśmiechał się na to dobrotliwie.
Więc spał spokojnie, przekonany, że mu już teraz nic nie grozi.
Ale nie spali filozofowie i bojownicy wolności wszelkich odcieni, i ci uczciwi ideologo-