Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/197

Ta strona została przepisana.

wie, którzy, ulepiwszy sobie z różnych bezkrwistych doktryn rajskiego ptaka szczęśliwości powszechnej, pędzili za nim na oślep z zamkniętemi oczyma, i ukryci republikanie, wielbiciele greckiego i rzymskiego gminowładztwa i ambitnicy, karyerowicze wszystkich stanów, pnący się na falach rewolucyi w górę, i olbrzymia armia wykolejonych biedaków, spodziewających się od przewrotu politycznego pełniejszej miski, wygodniejszego bytu.
Wszystkich tych uczciwych i nieuczciwych, szczerych i kłamanych rewolucyonistów zaniepokoiło ustępstwo króla, zamiast ich usposobić życzliwie dla korony.
A może to tylko podstęp, może Ludwik chce uśpić czujność narodu, aby mógł się bez kontroli przygotować do zamachu na jego prawa? Wszakże stały jeszcze pułki najemne pod Wersalem, a niektóre z nich podsunęły się pod sam Paryż.
Choroba wszelkich rewolucyi, newroza strachu, ogarnęła, rozgorączkowała patryotów. Dla pauprów i mieszczan paryskich, widujących króla raz lub dwa razy do roku zdaleka w złocistej poszóstnej karecie, otoczonego świetna gwardyą szlachecką, był jeszcze Ludwik XVI wcieleniem najwyższej potęgi ziemskiej, groźnym Jowiszem, którego pioruny mogły zdruzgotać najśmielsza rewolucyę.