Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/199

Ta strona została przepisana.

sić go strachem! do jakiegoś czynu, do jakiegoś wybuchu, któryby przeraził rząd i czarnych.
Podniecona i zdenerwowana plotkami i upałami lipca ludność paryska straciła przytomność. Z nieba lały się potoki żarów, z ulicy, z kawiarni, z rewolucyjnych świstków iw gały od rana do wieczora wiadomości alarmujące, oszczerstwa, podburzające odezwy.
W tę newrozę niepokoju, niepewności, strachu, w ten materyał wybuchowy, gromadzony od kilku tygodni, wpadła zapalonym lontem pierwsza prawdziwa wiadomość: król oddalił Neckera! Oddalił go, bo mu nadęty kupiec genewski, któremu się zdawało, w jest najznakomitszym mężem stanu Europy, obrzydł z swoją pedanteryjną, bakalarską powagą — oddalił go, bo chciał jego dymisyą ugłaskać obrażony za ustępstwa dla stanu trzeciego dwór. Stronnictwo dworskie nie lubiło nudnego, sztywnego Niemca. Niech sobie więc idzie dla miłego spokoju w domu. Nic więcej. Innego zamiaru nie miał Ludwik, zwalniając Neckera z obowiązków zawiadowcy skarbu.
A wystraszeni patryoci paryscy krzyknęli: już idą czarni na stolicę, już ostrzą pułki cudzoziemskie szable na karki francuskie; wypędzili popularnego, narodowi oddane-