mieszczanie w surdutach i robotnicy w bluzach, przekupki w ogromnych czepcach i zuchy z przedmieścia bez kamizelek, z podwiniętemi rękawami dziurawych koszul zapełnili ulice tak szczelnie, iż zatrzymali cały ruch kołowy. Pięć tysięcy szło ulicą Richelieu’go, aż na bulwarach krzyczało już dwadzieścia tysięcy: niech żyje Necker, niech żyje książę Orleański!
Kilka patryotów wpadło doi pracowni rzeźbiarza Curtiusa i zabrało biusty Neckera i księcia Filipa. Okryte krepą chwiały się popiersia „przyjaciół narodu“ nad tłumem, jak chwieją się sztandary nad wojskiem w pochodzie.
Wieczór zapadł, zapalono pochodnie. W blasku czerwonych płomieni migotały błękitnymi połyskiem lufy rusznic, brzeszczoty szpad i szabel, żelazne głowice pik.
Po raz pierwszy wyszedł lud paryski na ulicę uzbrojony.
Vive le tiers-état de France!
Il aura la prépondérance
Sur le prince et sur le prélat.
Ahi! Powerá nobilitá.
Je vois s’agiter sai banniére,
J’entends partout son cri de guerre:
Vive l’odre du tiers-état!
Ahi! Poverá nobilitá!