niemłody już człowiek, nauczyciel Chauvel, schwycił ogiera za uzdę. Wówczas uderzył zniecierpliwiony książę zuchwałego natręta płazem szabli w głowę, przeciął mu lekko skórę; ukazała się krew.
— Leje się krew francuska, płynie potokami — do broni, do broni! — ryczało kłamstwo agitacyi rewolucyjnej.
Strach przed zemstą znieważonego wojska niósł kłamstwo z ulicy na ulicę. Nagle rozbrzmiały wszystkie dzwony Paryża, wszystkie wieże kościelne jęczały; leje się krew niewinna, kaci czarnych mordują patryotów!
Gwardziści narodowi biegli na pomoc narodowi.
„Kaci czarnych“ cofali siei tymczasem bez strzału, bez dobycia szabli ku rogatkom wersalskimi. Książę de Lambesc, zmiarkowawszy, że nie powstrzyma dłużej gniewu swoich żołnierzy i własnego temperamentu, nakazał odwrót. Bez, rozkazu króla nie będzie zabijał.
Kiedy gwardziści francuscy przybyli na plac Ludwika XV, nie zastali już nikogo. Więc zwycięstwo, tryumf, okrzyki radości — kaci czarnych pierzchli sromotnie przed „żołnierzami ojczyzny“.
Późno w noc bawili się patryoci w rzęsiście oświetlonym ogrodzie „Palais Royal,“
Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/210
Ta strona została przepisana.