Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/216

Ta strona została przepisana.

Jemu potrzeba chleba, kiełbasy, gorzałki i pieniędzy, reszta — to zabawki dla próżniaków. Podrzeć te papierzyska, pogruchotać te jakieś śmieszne figury, wypchane zwierzęta, ptaki, szyny, narzędzia. I lecą przez okna, na bruk, szafy, skrzynie, obrazy.
Mało tego. Na co mnichom stylowe, staroświeckie meble? I one wyjeżdżają na ulicę. A kiedy sale i cele były już puste, rozleciały się drzwi i okna pod toporami na drzazgi.
Teraz do piwnic, do piwnic! Mnichy pociągają sobie dobre winko, znają się na trunkach. Jedni patryoci lepszego serca wytaczają beczki, beczułki na dwór, aby też inni użyli. Naród rozbija beczki, beczułki toporami, wino leje się w rynsztoki, uradowani pauprzy chwytają je w czapki, w garście i piją gębą, nosem — drudzy patryoci, egoiści pamiętający tylko o sobie, raczą się w piwnicach. Powyrywali szponty, przylgnęli ustami do otworów i ssają jak pijawki. Nikt nie oderwie ich od beczki, aż nie odpadną sami.
Nazajutrz, znaleziono w piwnicach trzydzieści trupów, między nimi kobietę brzemienną. Pijanych, uśpionych zalało wino, wypuszczone z beczek. Utopii się w winie, użyli sobie gruntownie, napili się do syta na drogę ostatnią.
Łazarzyści ukarani za „ukrywanie zboża, mąki przed narodem“. Cóż dalej? Dla jednej