Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/219

Ta strona została przepisana.

wateli oświeconego stulecia. Że rozswawolony motłoch trochę przecholuje, że rozbije kilka głów niewinnych, — nie wielka szkoda. Jest we Francyi za wiele, gąb a za mało chleba. Patryoci z „Palais Royal“ nie mają skrupułów dobrego Ludwika, nie straszy ich krew przelana. Przeciwnie, chcieliby jednymi zamachem ściąć tysiące głów „śmierdzących arystokratów i obłudnych klechów“, aby zająć czemprędzej ich miejsca. Jeszcze nie posiadają władzy a już ferują w kawiarni „Foy“ wyroki śmierci: Cazalés na latarnię, ksiądz Maury na latarnię i Esprèmenil i młodszy Mirabeau, Gastom de Clarac, Foulon i Berthier, arcybiskup Paryża, Polignac’owie, marszałek de Broglie, Besenval, Lefèvre d’AAmecourt, pan de Breteuil, Lambesc, brat królewski, hr. d’Artois, królowa nawet — na szubienicę wszyscy, którzy ośmielają się bronić korony, duchowieństwa, szlachty, tradycyi historycznej Francyi, przeszłości, którzy są przeciwnikami roboty wywrotowej doktrynerów. Bo zdrajcą jest każdy, kto nie oklaskuje rewolucyi. Gdy ci, którzy się sami nazwali patryotami, dorwą się władzy, nie będą żałowali krwi francuskiej, wytoczą jej całe rzeki na placu rewolucyi z ciał drgających.
Króluje wpośród nich od wczoraj, pławi się w jasnych blaskach młodej sławy Kamil Desmoulins. Jeszcze w sobotę znali go tylko i