Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/243

Ta strona została przepisana.

— Bastylii rozkazuje jej komendant, wstrzymać ogień, wywiesić białą chorągiew!
Nic było białej chorągwi w Bastylii; spalono ją, jako sprzęt niepotrzebny.
— Wystarczy chustka, jakikolwiek biały gałgan — poddał któryś z inwalidów.
Oczom swoim nie wierzył Elie, nie wierzyli gwardziści francuscy, ujrzawszy na wieży znak poddania. Możliwe-ż to? Jeszcze nie zaczęli atakować naprawdę Bastylii, a ona się poddaje? Bo bezładna strzelanina, trwająca już sześć godzin pod murami, była nieszkodliwą zabawką, o czem wiedzieli oni, zawodowi żołnierze. Czyby załoga stchórzyła, czyby ją kto przekupił? Nikomu nie przyszło na myśl, że są chwile w życiu narodów, w których sam Bóg sądzi i karze.
Załoga kapituluje pod warunkiem, że wyjdzie bez szwanku z warowni. Więc stchórzyła, więc przeraziła ją odwaga szturmujących.
— Nie przyjmujemy żadnych warunków, nie rozmawiamy z narzędziami despotyzmu; niech się oddadzą na łaskę i niełaskę narodu — ryczał tłum.
Dopiero, kiedy pan Flue zwrócił uwagę „zwycięzców“ na to, że w lochach Bastylii znajduje się tyle prochu, iż starczy go do wysadzenia w powietrze warowni i całego przedmieścia św. Antoniego, oprzytomnieli patryoci.