Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/250

Ta strona została przepisana.

Desnot, ten, którego komendant Bastylii obraził, kopnąwszy go w brzuch, kucharz bez miejsca, próżniak bez zajęcia, ciął trupa po szyi. Nie umiał pracować szablą, nie odciął głowy. Więc dobył z kieszeni scyzoryka i dokonał z maestryą kucharza, rozumiejącego się na krajaniu mięsa, „czynu patryotycznego“, dumny, że mu naród powierzył tak zaszczytne, tak obywatelskie zadanie. Będzie odtąd rozpowiadał po wszystkich szynkach, że on to głównie zdobył Bastylię i będzie się upominał w ratuszu o nagrodę za swój patryotyzm, za swoje bohaterstwo.
Uciętą głowę komendanta nadział na widły i poszedł przodem; — chorąży „wolnych obywateli z przedmieścia“. Drugi chorąży niósł na pice rękę kaprala Ferranda tę rękę, która ocaliła „zwycięzców“ i czwartą część Paryża.
Głowę komendanta powitali przy ratuszu dwaj wisielcy. Wisieli na latarni, już ostygli, zimni. Tak podziękował naród inwalidom, Ferrandowi i Béquardowi, za to, że nie dopuścili pana de Launay do lochów z prochami. W ten sam sposób będzie odtąd dziękował wszystkim swoim dobrodziejom, przyjaciołom, wodzom, będzie wieszał, gilotynował tych, których wczoraj ubóstwiał, ojcami ojczyzny zowiąc, aż pożarłszy wszystkich, zacznie się pastwić nad sobą samym.