Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/252

Ta strona została przepisana.
XV.

Pani de Bar dzwoniła po raz dziesiąty na pokojową i pytała po raz dziesiąty:
— Czy można już kazać zaprządz, Filipino?
I po raz dziesiąty odpowiadała Filipina:
— Ani sposób wyjechać za miasto, pani hrabino. Ulice pełne uzbrojonych ludzi, słychać wszędzie dzikie krzyki.
— Ładnie się ta nasza upragniona wolność zapoczyna. Złodzieje i mordercy gospodarują w stolicy Francyi, jak w boru. Okropnie.
Pani de Bar przybyła z panną de Laval z Wersalu do Paryża, aby się widzieć z modystkami. Już trzeci dzień dusiła się w rozpalonem żarami lipcowemi mieście, a nie mogła dotąd załatwić swoich sprawunków. Przez drwa dni nie śmiała się pokazać w oknach, wychodzących na ulicę, z obawy przed bandytami.
Na dole do bramy hotelu stukała jakaś ręka niecierpliwa.