Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/280

Ta strona została przepisana.

— Uciekajmy z tego nieszczęsnego kraju — prosiła królowa, łkając — twoja ręka nie powstrzyma burzy, która idzie na nas.
Ale Ludwik, uspokojony już, czujący się bezpiecznym w Wersalu, odrzekł:
— Wszystko im dałem, czego tylko chcieli, nawet ze zbrodni rozgrzeszyłem ich; burza minęła, nie potrzebujemy się już niczego obawiać.

∗                         ∗

W chwili kiedy rodzina królewska witała w Wersalu króla, jak gdyby wracał z krwawej bitwy, w Paryżu, w Palais Royal, w wytwornych, setką świec woskowych oświeconych, pensowym adamaszkiem wybitych salonach restauracyi Méot’a obchodzili najgorętsi entuzyaści wolności wykwintnym obiadem walne zwycięstwo, odniesione nad koroną, nad władzą królewską. Długi stół, zastawiony srebrami i kryształami, obsiedli: Mirabeau i Lafayette, bracia Lameth’owie i Duport, astronom Bailly i chemik Lavoisier, Condoreet, Aleksander de Beauharnais, książęta de la Rochefoucauld i d’Aiguillon, generał Custine, Le Chapelier, Rabaut-Saint-Etienne, Thouret, dwaj Troudaine’owie, poeta Andrzej Chénier i adwokat Barnave — szlachta, uczeni, poeci.
Stół był wyborny, najlepszy w całym Paryżu, wino doskonałe, najstarsze z wszystkich